Właśnie wróciliśmy z miasta. Zbig pożyczył mi kompa więc można coś sensownie napisać.
Plotki o dotkliwości stanu wojennego okazały się mocno przesadzone. Niby coś się dzieje ale się tego nie czuje i nie widać wojska na ulicach. Jest bezpiecznie i spokojnie. Jedyny minus to to, że zamykają wszystkie większe lokale o 22.00 i pozostają podejrzane nory.
Dziś z rana wybraliśmy się do MBK na tradycyjny zakup koszulek. Zakup jak zwykle okazał się udany bo w MBK nic się nie zmieniło. Te same wzory ta sama jakość te same ceny. Duża koszulka dobrej jakości z natłoczonym wzorem 300. są oczywiście i takie po 90 ale szkoda czasu i atłasu.
Potem wybraliśmy się na rejs po kanałach. Dojazd z NANA na pier 200 batów a miejsce w łodzi 500. Nie było woli do targów (choć i tak się zaciąłem bo chcieli 600). Kanały jak kanały w sumie nic ciekawego ale perspektywa do obejrzenia miasta nowa. Jedynie co przykuwa uwagę to świątynia Angun Wat. Potem przeszliśmy się po China Town i wylądowaliśmy na Khaosan Road. Zmiany, zmiany, zmiany. Generalnie to samo ale wyburzają stare domy więc trochę się perspektywa inna. Oczywiście był makaron za 50 i masarz stóp za 120. Taki na szczęście wciąż niezmienny standard.
Za chwilę idziemy do Ryśka, poznanego wczoraj właściciela podejrzanej knajpy. Ma dziś robić grilla na którego serdecznie zapraszał.
Jutro lecimy do Kuala.