W nocy temperatura spada do 8 st. Jest na prawdę chłodno. Bus podjeżdża o 6.00 (kurcze znów pobudka o 5.00). Koszt do Horton Plains 4000. Jest na tyle chodno że bierzemy polary. Zupełnie nie potrzebnie, tylko potem zawadzają. Dojazd 1.5 h droga różna: na początku tragedia bo jest remont potem równa, przed samym parkiem tragedia dla mających chorobę lokomocyjną (same zakręty). Wysokość ok 2100 mnpm. Wjazd dla 3 osób + kierowca i van = 6850.
Łazimy tradycyjnym szlakim - 8 km. Czas przemarszu 3, 5 h. Jak dla mnie gaci nie zrywa. Momentami czułem sie jak na przechadzce po parku w Polsce. Spokojnie można sobie to było darować. Tyle że aktywnie spędziliśmy czas i się wreszcie opaliłem.
Potem jedziemy do fabryki herbaty. Droga jeszcze bardziej kręta. Fabryka nazywa się Macwoods. Zwiedzanie za darmo tylko co łaska dla przewodnika. Nie do opisania jest zapach jaki tam panuje, jakby włożyć głowe do świerzo otwartej torebki z sypaną herbatą. Po zwiedzanu test smakowy, herbata do spróbowania też jest gratis (bez co łaska). Ale tylko jeden gatunek. Trochę z tym lipa, że nie można popróbować wszystkich gatunków jakie tu produkują. Sama herbata smakowała b. dobrze. Potem oczywiście sklepik i tu już są różne gatunki ceny 400 pakierowe pudełko, 600 puszka. Do tego filiżanki, koszuliki itp. Białych dużo więc interes kwitnie. My kupiliśmy jedną puszkę za co driver dostał dwie małe paczuszki herbaty zapakowanej w plastikowe woreczki.
Jutro jedziemy do Tisa na wypad do parku narodowego Yala. Zastałem postawiony przed ścianą przez małżonkę, ktora odmówiła jazdy komunikacją publiczną zwlaszcza, że nie ma bezpośredniego autobusu. I niestety trzeba było wynająć samochód. 10000 mniej w kieszeni. Aż mnie skręca.
Za to znaleźliśmy pub z piwem po 250 za 0, 6 l. Mocno lokalny ale klintela i obsługa przyjazna i kibel czystszy niż w nie jednym polskim lokalu.