Dambula jest słynna ze Złotej Świątyni buddyjskiej wykutej w skale. Lekko zmęczeni stawilismy sie u wrót osrodka buddjskiego i po krotkij acz goracej dyskusji zostałem wytypowany do jej zwiedzania.
Cały kompleks to jakby dwa swiaty pomieszanie tradycji i kiczu absolutnego. Sama świątynia usytuowana jest w grotach wysoko ponad centrum buddyjskim i jest zabytkim wartym obejżenia ale gaci nie zrywa. Dół natomiast to plastik, tylko zamiast krasnali ustawione są figury mnichów. Wejście 1500 od osoby w tym muzeum, które zawiera luźne zbiory dotyczace Buddy, jego figury oraz makiety obrządków. Trzeba łazić na bosaka. Takie sobie. Niestety znowu pada mi aparat więc dokumentacja jest wybiórcza.
Wejście do grot poprzedza wizyta przed ogromnych rozmiarów Buddą, który góruje nad kompleksem. Nas też zaczyna dotykać ta mania tylko postać inna. Podejście jest nie tak długie jak w Sigiriya ale dało mi popalić. Na górze laczki do przechowalni i na bosaka, po kamieniach do osobnych pomieszczeń z posągami. Widać, że jest to stare ponoć historia tych grot sięga I w b.c. Kontrast z dolna częścią jes ogromny. W kolejnych komnatach kolejne pomniki martwego Buddy. Jestem mądry bo dopytałem się dlaczego ma półprzymknięte oczy - to oznacza zgon. Zamknięte oczy to sen. Droga w dól przebiega szybciej choć tym razem wybralem nie schody tylko podjazd dla samochodów. Zły wybór po płaskiej pochyłości słabo sie idzie, schody lepsze.
W drodze powrotnej jeszcze postój w Matala przy kolejnej światyni tym razem posąg widoczny jest wysoko na skałach. Ale tu już chętnych do zwiedzania nie ma zwłaszcza że jest już 18.00 i wszystko zamykają. Rownież w Matalam trafiamy na kulminacje festiwalu tamilskigo. Jest glośno, kolorowo i nieprzejezdnie. Szkoda że aparat jest off bo tablet prze zapadajacym zmroku słabo robi zdjęcia.
Dambulla nie zrobiła na mnie takigo wrażenia jak pałac królewski. Taka 3+.