Darek ze Stanisławem wychodzą wcześnie na objazd Lomboku. O 8.30 maja prom na główna wyspę a tam ma na nich czekać samochód, słyszałem że za całodzienny objazd zgodzili się zapłacić 475.000. ja mam speedboat o 11.30 prosto do Sanuru. Niestety w każdej beczce miodu jakim jest Gili Air musi się znaleźć łyżka dziegciu. Ta łyżka jest całonocne techno party na plazy. Całą noc łupanie i nawet korki w uszach nie pomogły. Jak opuszczałem gościnne progi Amira (imię naszego gospodarza) o 10.30 jeszcze nie skończyli. Ponoć tak jest raz na miesiąc i mieliśmy pecha.
Łódź zamiast o 12.00rusza o 12.30 ale jest to akceptowalne. Przywiozła turystów z Bali na Gili z zabiera nieliczna grupę wracającą. Cenowo udało się stargować na 270.000 przy wyjściowej 300.000. Ale łódź płynie tylko 2,5 h. W moim przypadku backpack’erstwo to przede wszystkim walka z czasem którego nie mam a na drugim miejscu szukanie najtańszego sposobu na przejazd. Sami popatrzcie, z Gili na Lombok potem jakoś trzeba się przedostać do Lamber (portu promowego) potem promem na Bali no i jeszcze dojazd do Sanur. Co najmniej 2 razy dłużej a może o połowę taniej (tak myślę bo nie miałem obcykanej trasy do Lamber).
Czekając obserwuje powrót rybaków z połowu. Czekają już na nich kobiety a oni rzucają powiązane ryby do wody a nie podają je czekającym. Ciekawe dlaczego, myślałem, że w celu obmycia ale potem wszystkie i tak były myte. Wyglądało to przedziwnie jakby znaczyło macie kobiety, to ja głowa rodziny to złowiłem a wy co najwyżej możecie je podnieść z wody. Albo może mi się już od tej europejskiej poprawności w głowie pomieszało i szukam podtekstów tam gdzie ich nie ma.
Żal opuszczać ta przyjazną wyspę, dziś słonce w pełni woda lazurowa. Wyjeżdżam z raju. Łódź ma trzy silniki dużej mocy i pruje śmiało do przodu. Niestety im bliżej bali tym woda robi się bardziej kwadratowa. Zaczyna rzucać. Robi się bardzo nieprzyjemnie. Dla osób wrażliwych na chorobę morską pewne kłopoty. Dodam, żę dodatkowo sternik sporządził sobie chyba buddyjski ołtarzyk z kadzidełkami obok swojego miejsca pracy więc mamy miks zapachowy kadzidełek, benzyna, spaliny potęgujący dobre samopoczucie. Ciekawe, że dają pasażerom wodę, ciasteczko, mokre ręczniki ale wiaderek nie. Jak może pamiętacie jeden z odcinków Top Gear kiedy Hommond ściga się we Włoszech z Jamesem, jeden samochodem a drugi motorówką. To ja właśnie czuje się tak jak May. Przed Sanurem jest już tragedia. Pogoda paskudna, zaczyna padać wieje wiatr i spadamy z każdej fali jak samochód bez amortyzatorów w dziury na polskich drogach.
W końcy dopływamy, pogoda staje się znośna. Nad Sanurem nawet pojawia się słonce. Polecam nawigację Sygic bezbłędnie pokazuje mi gdzie mieszka mój kumpel Zbychu z którym mam się spotkać.
W sumie nie jest daleko. Piwo małe przy plaży, bo zrzut jest bezpośrednio na plaże, wycenili na 20.000 ale nie miałem siły się targować po takim przelocie. Zbychu mieszka w wypasionym ośrodku prowadzonym przez Polkę – Prima Cottage. Basen te sprawy (duże piwo przy basenie 33.000) ale znalazł dla mnie lokum godne backpakera 200.000 za noc. Okazało się jednak, że pokoje wolne były na wczoraj a dziś kicha. Tuż obok jest inny lokal. To jest dopiero miejsce dla backpakerów 150.000 za dwójkę z klimą i 100.000 z wiatrakiem. Przypomniały mi się domki w Pobierowie na początku sezonu z zapachem niepowtarzalnej intensywności. Włączam klimą z nadzieją na zmianę jego intensywność i lecę na miasto na spotkanie ze Zbychem. Kolacja w jednym z lokali – piwo 24.000, zupa 12.000, drugie 40.000 (steak z barakudy, ryz i surówka z pomidorów). Bardzo dobre nawet super dobre.
Bali mi się nie podoba jak na razie. Przypomina Pukhet. Siedzę teraz w lokalu z netem w towarzystwie mężczyzn, w mocno zaawansowanym wieku, obskakiwanych przez kelnerki których jest co najmniej pięć razy za dużo w stosunku do ilości stolików. Ruch za plecami duży a plaża jak plaża na Gili była lepsza. Byłem tu tylko pół dnia ale mam nieodparte wrażenie, że to nie dla mnie. Ot przemysł i tyle. Ale byłem, zobaczyłem, zniesmaczyłem się i mogę o tym podyskutować zwłaszcza, że będę tu jeszcze 3 dni. Ach piwo w knajpie 30.000 ale są darmowe orzeszki;)