Dzisiejszy tour jest najbardziej popularny a zarazem najtańszy 600 peso. Po amerykańskim śniadaniu w "Salangane" (u Francuzo/Szwedów) za 110 peso (3 jajka, bekon, sok, tosty) udaje się na miejsce zbiórki. Tym razem biorę płetwy, paskowe (normalnie dają kaloszowe) idealnie pasujące do butów które mam. Tym razem jest nas dużo więcej, pełna łódź 12 osób. Trochę ciasno i robi się bałagan bo nie ma gdzie postawić plecaków. Miejscówki są interesujące choć równie zdewastowane jak te z C. Tam gdzie jest płytko nie przetrwa nic. Po drodze widzimy prywatną plaże Pacquiao, iście królewski wygląd, ale to w końcu bohater narodowy. Paweł pochłonięty jest rozmową z poznaną parą Polaków. Prowadzą bardzo ciekawe życie, on pilot łapie kontrakty na świecie ona jeździ za nim. Obecnie lata w Vietnam Airline. Jak by to był blog Pawła i to do tego o Wietnamie to pewnie powstał by monumentalny wpis. Ja siedziałem za daleko.
Pierwsza miejscówka to Ukryta Laguna - łódka zrzuca nas w pewnej odległości od wejścia do laguny więc trzeba tam dotrzeć. Część robi to płynąc reszta tratuje dno (kiedyś była tam rafa) idąc. Do laguny prowadzi wąskie wejście za którym roztacza się głęboka niecka ze wszystkich stron otoczona klifami.
Druga laguna jest podobna do pierwszej tylko przesmyk węższy i po drugiej stronie płytkie bajoro z piaszczystą łachą. Tu się pływać nie da.
Potem posiłek na piaszczystej plaży z przysłowiowa palmą. Bardzo dobre jedzenie, świeża grillowana ryba, kotlety wieprzowe, owoce, ryż. Bardzo przyjemny posiłek.
Kolejna zatoka to karmienie rybek. Nasi przewodnicy wrzucają resztki lunchu a dziesiątki rybek pojawiają się znikąd i racza się posiłkiem. Można się z rybkami popluskać ale nie ma chętnych bo wszyscy są objedzeni.
Potem chyba wysepka o nazwie Simizu Island. Jakkolwiek bardzo miłe miejsce do snorkowania. Piękny piasek, woda głęboka, przyjemne widoki.
Kolej na Big Lagoon. Bardzo klimatyczne miejsce do którego wpływa się przez płytki przesmyk. Sama laguna jest głęboka a przez to jest nie zniszczona.
na zakończenie płyniemy na Entulala Island - tam na plaży jest barek, wyposażony w to co trzeba. Mamy 1h czasu wolnego.
Z perspektywy trasa A wydaje się być równie ciekawa co C. Ciężko je porównać bo obejmują różne formy przyrodnicze i dlatego warto obejrzeć obie, co nie jest tylko moja opinią. A jest bardzo popularna a co za tym idzie obłożona turystami, C jest dalsza a co za tym idzie spokojniejsza. Mam jednak taka smutną refleksje, że to chyba ostatnie lata kiedy jeszcze można zobaczyć to wszystko w formie zbliżonej do pierwotnej. Ruch turystyczny narasta i to przede wszystkim dotyczy Azjatów. Z pływaniem u nich kiepsko i rozdeptują wszystko czego dotkną stopą. Boje się, że zmierzamy do sytuacji podobnej do Ha Long gdzie nie ma skrawka wody bez śmierdzącej dieslem łódki. Prawdziwe piękno podwodnej przyrody będzie dostępne jedynie dla płetwonurków w odległych lokalizacjach.