Alona Beach opuszczamy jak najpóźniej sie da czyli o 13.00. Bierzemy tricykla, który za 300 peso wiezie nas na przystań promową gdzie o 18.00 mamy prom na Cebu. Znowu trzeba poczekać. Płyniemy promem OceanJet za 550 peso (tj 500 za bilet i 50 prowizja za bilet). Na alona Beach jest punkt sprzedaży biletów ale nie jest czynny w soboty i w niedziele - całe szczęście, ze Paweł wykazał się czujnością w piątek. Pokład pasażerski przypomina samolot, nie ma możliwości wyjścia na deck. Filipinczycy, których jest zdecydowana większość wykazują symptomy ADHD cały czas jak wolne elektrony przemieszczają się we wszystkich kierunkach. Prawdziwą zbiorowa histerie radości wzbudza tęcza czy kształty chmur.
Cebu robi na nas wyjątkowo ponure wrażenie - piers oświetlony jest bladym światłem kilku lamp i wygląda bardzo nieprzyjemnie. Twardo nie dajemy się naciąć taksówkarzom żądając włączenia licznika. W końcu trafiamy na kierowcę który się na to godzi. Okazuje się gorliwym katolikiem i robi nam test z różańca - słabo trafił bo my nic nie potrafimy powiedzieć. Krajobraz za szybą jako żywo przypomina Manilę. Cebu jako jeden zwarty ośrodek jest największym miastem na Filipinach (Manila to de facto obszar metropolitarny). Na taksometrze wyszło 200 peso. Na lotnisku za wylot kasują nas dodatkowo 550 peso. Paweł nie może się przyzwyczaić do filipińskich porządków, że na tablicy jest wyświetlony gate open a w rzeczywistości nie ma nawet obsługi i tak przez 1h. Ja już sie nauczyłem, ze nie należy się sprężać bo zamiast siedzieć będzie się stało przed zamkniętym okienkiem.
Na bramce u Pawła wykryto materiał terrorystyczny w postaci taśmy klejącej, która zabezpieczał worek na plecaku. A to sie wykazali zwłaszcza, że w moim podręcznym również takowa taśma była i jakoś jej nie ujawniono. Mogłem więc dokonać jakiś aktów terroru:)
Po odprawie, jeszcze trochę czuje osłabienie więc zamawiam sobie herbatę za kosmiczną cenę 180 Peso - nawet w RP robi wrażenie 14 zł za mała filiżankę. Paweł poszedł szerzej bo wsunął jeszcze kanapkę za 420 Peso. No cóż lotnisko.
Lot jest opóźniony o godzinę ale i tak szczęśliwi lecimy do HK. Jakoś te duże miasta filipińskie działają na mnie depresyjnie.