No i przyszedl nowy rok wraz z totalnym bolem glowy. Wietnamska wodka pachnie jak birol i samuje jak starogardzka (wiem co mowie). A glowa boli strasznie. W Hoi An nie bylo zadnej fiest z okazji zmiany daty. Na glownej ulicy turysci sami sobie organizowali party. Impreze rozkrecal znany nam Izraelczyk ale ze klimat byl mocno mlodziezowy (Tance w koleczku i piosenki ludowe z kazdego kraju) szukamy knajpy z normalna wodka. No i tak od knajpy do knajpy od kieliszka do kieliszka. W jednym lokalu spotkalismy dziewczyne mowiaca po polsku ale z dziwnym akcentem, jej facet pochodzil z Austrii ale od 1 wykonywal juz dzieciola przy stoliku. Twierdzila, ze pochodzi ze slaska ale to nie ten akcent. Jak sie potem okazal Ukrainaka mieszkajaca przez jakis czas w Polsce. Potem juz tylko pustka.........
Obudzilem sie rano ledwie zywy. Ponoc chcialem jeszcze w nocy zwiedzac pagody ale mnie zaciagneli do hotelu. Musialo wiec byc godnie. Zdjecia wskazuja na zaciesniajaca sie przyjazn polsko-wietnamska.
Caly dzien na kacu. Jedziemy na plaze. Sa parasole i lezaki for free. Slonce wali niesamowicie, trzeba sie chowac. Chwila odpoczynku - jak ja nienawidze alkoholu.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego w nowym roku dla wszystkich od calej naszej ekipy.