Geoblog.pl    jacekl    Podróże    Sri Lanka    Zaczynamy zwiedzanie
Zwiń mapę
2014
15
lut

Zaczynamy zwiedzanie

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Kandy
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9152 km
 
Teraz o upojej podróży środkami lokalnego rażenia dojechaliśmy do Kandy. Wczoraj trochę za dużo wypiliśmy tej lokalnej herbaty i jazda starym autobusem z klimą grawitacyjną dał nam dobrze w kość. Ale bilet 459 + 200 do kieszeni za bagaże. Bez zbednego targowania wzieliśmy tuktuka do naszego hotelu - 250. Z przykrością konstatuje że jest cholernie daleko od centrum (dojdą koszty transportu) a zamiast widoku na jezioro mamy widok na elegancką kupę piachu.
Kandy na pierwszy rzut oka to spore miasto zupełnie zakorkowane przez autobusy i tuktuki. A co za tym idzie gorskiego powietrza próżno tu szukać.
Zaraz aby nie tracić czasu jedziemy na objazd miasta.górujący nad miastem. Do zwiedzania Kandy zamówiliśmy tuktuka, ktory dzielnie nas wwiózł do hotelu wraz ze wszystkimi bagażami. Cena 500. W planie Świątynia zęba i objaz po mieście a koniec na szczycie góry przy białym Buddzie. Miasto jest większe i widać artefakty kultury masowej tj KFC i Pizza Hut. Jest już grubo po 12 a my jeszcze nie jedynie po skromnym śniadaniu więc jako pierwsze jedziemy na posiłek. Driver zawozi nas do centrum i daje wybór knajpa z oddzwiernym i knajpa z trupią żarowką w stylu Rodrigeza. Rodzina wybiera .... z oddzwiernym bo jeszcze nie dorosła do stylu lokalnego. O dziwo ceny okazały sie takie jak w knajpie średniego sortu w Negombo - dobry posiłek z makaronem, burgerem (młodzież jest niestety ciągle konserwatywna) i kurczakiem w czarnym pieprzu 1760. Potem pojechaliśmy do Światyni Zęba Buddy. Zabytek z seri musicie zobaczyć. Wchodzimy z innej strony niż pokazuje przewodnik co trochę nas konfuduje. Dzięki mojej powierzchowności udaje się przetrwać atak przewodników i klientów oferujących osłony na odkryte kolana. My mamy dopinane nogawki, nie pierwszy raz w świątyni, he. Na poczatek cudowne drzewo Bo (z dziewczynami nigdy nie wie o nie wie się). Miejscowi chodzą na około niej z pojamnikami na wodę aby stał sie cud. Legenda jest troche bardziej skomplikowana, rytuał też ale od tego jest przewodnik. Zostawiamy buty w sekcji dla tubylców bo ta dla turystów jest od strony głównego wejścia. Potem wejscie do światyni. Na początek oglądamy sprzęty do noszenia zęba i odpieramy kolejny atak przewodników tym razem licencjonowanych przez mnichów. W okolicach zęba kłębi sie tłum lokalsów i kwiatami w ofierze. Relikwia zamknięta więc raczymy się widokiem obudowy. Potem podziwiamy powałe świątyni ewidentnie zabytkową. Potem sala z historią zęba i wyjście na ogrody. Nasz driver pogania bo o 17.00 zaczynają się tańce. Jako doświadczony podróżnik czuje szwagra. Koszt 500. Za dużo osób zachęca do uczestnictwa. Agnieszka idzie a my zostajemy korzystając z wieczornego ciepła. Dokładnie tak jak myślałem tanców na 15 min reszta to pic i to jeszcze nadzwyczaj amatorski. Teraz mamy jechać na wzgorze pod pomnik Białego Buddy. Ale najpierw podjeżdżamy na stacje benzynową. 1 l kosztuje 156.
I wtedy zdarza się tragedia. Popieprzony pompiarz nie odblokowuje automatycznego nalewania i wyjmuje pistolet z wlewu. Leje po wszystkim jak szalony piroman. Zalewa Agnieszkę i drivera. Wyskakujemy z tuktuka. Agnieszka z krzykiem ja z łapami do faceta. Ja rozumiem, że tu jest tradycja palenia wdów wraz z mężami ale ja jestem w dobrym zdrowiu, jeszcze. Nie ta kolejność. Facet w strachu leci do kańciapy po jakieś szmaty płyny ale to wszystko na kij. Smród jest okrutny i nic go nie zabije. W miedzyczasie zapada ciemność i tyle było wycieczki. Szybko z powrotem do hotelu.
W pokoju teraz poza stęchlizna śmierdzi benzyną. Musimy oddać rzeczy do prania. Po ogarnięciu sie chcemy coś zjeść ale to nie w naszym hotelu bo o tej porze nic nie ma. Kierują nas na dół do jakieś cafe. Idziemy ale nie tą drogą. Jeszcze jedna instrukcja - tak 150 m w dół. Nie 150 tylko z 500 ale znajdujemy lokal. Standard azjatycki czyli zgrzebnie a nazwa Green Cafe jest nadzwyczaj ambitna. Ale są biali więc da sie przeżyć. Zajmujemy stolik przy zmywaku co zdecydowanie hamuje apetyty nowych adeptów backpakingu. Mycie talerzy w zupie z pomyjami robi wrażenie. Nawet ja jestem zaciekawiony. Ale jedzenie dobre i tanie. Potrawy po 250. Napoje po 80. Porcje mega więc jeszcze zabieramy do domu. Podejście do hotelu jest słabym zwięczeniem wieczoru. A w pokoju pralnia chemiczna...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
sylwatom
sylwatom - 2014-02-15 18:54
Wysokie te góry ? Jakąś kolejką można na jakiś szczyt wjechać coby panoramę podziwiać ?
 
jacekl
jacekl - 2014-02-17 07:37
Taka kolejka nazywa się albo nogi albo tuktuk. Bo i góry niewysokie.
 
Pirx
Pirx - 2014-04-07 12:31
Tylko nie PiRoman, grzecznie proszę... ;)
 
 
jacekl
Jacek
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 185 wpisów185 221 komentarzy221 1394 zdjęcia1394 10 plików multimedialnych10
 
Moje podróżewięcej
18.05.2016 - 19.05.2016
 
 
04.02.2015 - 22.02.2015
 
 
21.05.2014 - 27.05.2014