Z Guadalhary lecimy samolotem do Mexico City. Zapominam wyjąć scyzoryk z plecaka podręcznego i ochrona ma piękny swiss prezent. Mamy cały dzień wiec Irek zabiera nas do zaprzyjaźnionej rodziny. Ostatni dzień w meksyku spędzamy w ich towarzystwie. Kiedy pani domu przygotowuje obiad my zabieramy dzieci do Zoo.
Zupełnie nie wiedzieliśmy, że w Mexico City zaczyna szaleć świńska grypa. Na lotnisku wzmożone środki bezpieczeństwa – skanery temperatury i punkty medyczne. Samolot do Paryża ma opóźnienie.
Dzięki temu nie zdążyliśmy na połączenie do Berlina. Podróż nam się wydłużyła o kilka ładnych godzina.