Do centrum Kowloon docieramy autobusem z lotniska 33 $ (ichnie dolary). Hong Kong to de facto nazwa terytorium leżącego na kilku wyspach oraz części lądu stałego zwanego Nowe Terytorium. Najbliżej Wyspy Hong Kong położony fragment stałego lądu nazywa się właśnie Kowloon a lotnisko położone jest na wyspie Lantau. Czas przejazdu ok 1h. Wysiadamy na skrzyżowaniu Nanthan/Peking gdzie spał Paweł poprzednim razem. Pokoje są, ceny też są tyle że wysokie. Za 2 z kiblem 400 - trudno. Z rezerwacją jest taniej ale nie ma gwarancji, że nie zgubią jej jak w przypadku poprzedniego pobytu Pawła. Pokój i tak nie posprzątany wiec zostawiamy manele i w miasto. Pogoda jest kiepska, szczyty drapaczy chmur po stronie wyspy HK zasnute mgłą. Z widoków nici. Z naszego hostelu do przystani promów jest 7 min. Bilet kosztuje 2 $ do Central Peers. Oczywiście my nieświadomie wybieramy inny prom i za 2.4 $ płyniemy na Wan Chai - kilka km od naszego celu The Peak - tarasu widokowego. Prom płynie 10 min. Kierujemy się sylwetkami drapaczy chmur - China Bank i International Finance Center. Potoki ludzi we wszystkich kierunkach, ekskluzywne sklepy, neony, limuzyny - to nas teraz otacza. Jestem w światowej metropolii co widać, słychać i czuć a nie w hurtowni śmieci pod nazwa Manila. Czuje się dobrze. Od wielu dni pierwszy raz na prawdę dobrze. Podjeżdżamy 3 przystanki tutejszym klimatycznym piętrowym tramwajem - 2,3$ wrzuca się kierowcy do skrzyneczki bez liczenia. Na The Peak wjeżdża się niby tramwajem ale jest to bardziej kolejka linowa taka jak na Gubałówkę - jeden wagon w dół drugi jedzie do góry. Pierwowzór zbudowali Brytyjczycy w 1888. Bilet w obie strony 60$+taras widokowy15$.Niestety nic nie widać i pocztówek z HK nie będzie. Jest za to zdjęcie z lekko martwym Brucem Lee reklamą Gabinetu Figur Woskowych. Powrót już odbywa się bez niespodzianek bo płyniemy z właściwego peersu. Dochodząc do naszego hostelu zaczynam rozumieć wyjątkowość miejsca w którym śpimy. To jest jakieś centrum handlu wszelką tandetą, w podziemiach pootwierały się niezliczone stragany a wejście obstawia mrowie oliwkowych oferując - garnitury, rolex'y, koszule, złoto i pewnie jeszcze kilka rzeczy których nie rozumiem. Do tego ubrani w sukmany czarnoskórzy z ogromnymi paczkami dopełniają całości. Cały budynek ma 15 pieter a do dyspozycji sa 2 windy, jedna parzysta druga nie. My na szczęście śpimy na 3 i można iść po schodach ale lokatorzy innych hosteli muszą stać w kolejce.Wieczorem robimy jeszcze obchód okolicy aby się upewnić, że jest drogo i nigdzie nie znaleźliśmy żadnych okazji cenowych ale pewnie trudno się ich spodziewać w centrum - wszędzie zegarki, złoto, firmowe sklepy z ciuchami. Od neonów jest jak w dzień. Paweł powoli żegna się z Azją. Przy windach trafiamy na awanturę, no oczywiście mieszkańcy z Bliskiego Wschodu. Ochrona szybko pacyfikuje zajście, widać że to nie pierwszyzna.Śniadanie w barze 32 $ kanapki i herbata, obiad w lokalnym barze 32-38$ zupa z makaronem, McDonald 27-42$ (Cheesburger 8$), Cola 0,5 8,5$.