Punkt 22.00 ruszamy z Baguio autobusem turystycznym z klimą za 440 peso. Kierowca postanowił po pierwsze nas zamrozić a po drugie ogłuszyć filipińskimi coveramy hitów lat 80. Na zimno pomógł polar, czapka i ręcznik natomiast uszy - trudno -musiały wytrzymać. Śpimy pomimo wszystko aż do samej Manili. Pomimo, że jest 4 am to jedziemy w permanentnym korku. Manila jest ładniejsza w nocy nie widać brudu ale pewnie tylko z perspektywy autobusu liniowego. Im szybciej stad wyjedziemy tym lepiej.
Zgodnie z rozkładem jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko negocjacje z taksówkarzem co do przewozu na terminal (bo jeszcze nie ma tricykli). Stanęło na 200 peso - pewnie znowu przepłacamy ale jak najszybciej chcemy znaleźć się na lotnisku bo wokół jeszcze ciemna noc. Samolot jak zwykle ma opóźnienie ale na plus znowu mamy miejsca przy awaryjkach. Hotdog na lotnisku 90 peso, cola 50 nie ma natomiast herbaty.