Geoblog.pl    jacekl    Podróże    Filipiny i Hong Kong 2012    Where is Nemo? It's here!
Zwiń mapę
2012
02
sty

Where is Nemo? It's here!

 
Filipiny
Filipiny, El Nido
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13589 km
 
Jest duży kłopot z prądem a tym samym z internetem dlatego relację się opóźniają. Ale po kolei będę nadrabiał zaległości.Wczoraj wzięliśmy sobie wycieczkę po wyspach zgodnie z planem. Ja w międzyczasie umówiłem się na jutro na nurkowanie (życzą sobie 2700 za 2 zejścia z całym sprzętem, posiłkiem wodą i 3 drinkami po powrocie za 3 zejścia 3200). To zadziwiające ale w przeciągu jednego dnia po naszym przyjeździe ceny wycieczek skoczyły o 12,5%. Ale zacięliśmy się i znaleźliśmy w starej ceni 800. Wybraliśmy wariant C najdłuższy, nie liczyliśmy na Stana bo faktycznie jakiś chory był wczoraj. No i nie było obsady łodzi min 4 osoby. Co jakiś czas wchodzili do biura różni ludzie i byli dystrybuowani na swoje łódki na inne trasy. W końcu bingo para z Włoch ratuje sytuację. Łódka jest łagodnie mówiąc trochę zużyta, silnik rzęzi ostatkiem sił. Płyniemy na pierwsza plaże. jest niestety odpływ i koralowce są płytko pod powierzchnią. Aparatu zabrać nie mogę bo wskakujemy z łódki na głęboką wodę. Plaża jak z obrazka otoczona skalami - piasek żółty, woda lazurowa, palma na brzegu. Jest niestety płytko i koralowce są mocno zdewastowane przez turystów brodzących w wodzie. Widać że przemysł turystyczny się rozrasta i będzie coraz gorzej. To jest na prawdę ostatni dzwonek. Widzę Nemo i rozmaite inne kolorowe rybki. Tak jakby się nurkowało w akwarium. Przy wchodzeniu na pokład najpierw rzuca Pawła na koralowca potem mnie. No jest "Rambo - pierwsza krew" u niego kolano u mnie łydka. Płyniemy na drugą miejscówkę. Morze robi się niespokojne, nawet bardzo. Włoch dostaje morskiej choroby. Gaśnie motor, łódka zaczyna się obracać bokiem do fali - no jest wesoło. Filipin robi co może wskakuje do wody coś tam poprawia, już nami buja z boku. Coś najwyraźniej mają z wydechem bo przy odpalaniu spaliny idą do komory silnika. No ale jak może być inaczej skoro za rurę wydechowa robi rura kanalizacyjna skręcona na taśmę. No jakoś się udaje ale zapach świeżych spalin wszystkim kreci w brzuchu. Druga miejscówka to dziura w skale w którą mamy wpłynąć wpław. Jakoś przy tym stanie morza nie ma chętnych. Więc trzecia plaza. Podobnie jak na pierwszej tylko jest głębiej i korale nie zniszczone. Tam jemy posiłek - fajnie bo zrobimy na miejscu. Potem jakieś Sanktuarium na wyspie w kształcie serca i następny snorkling. Tu atrakcją jest pionowo opadająca na dno ścian pokryta koralami. samego sanktuarium nie mam obfotografowanego bo znowu było wodowanie. Wracając na ostaniną miejscówkę po wzburzonym morzy rozwala się daszek przeciwsłoneczny. No to teraz jesteśmy jak na patelni. Opatulam się jak mogę ale słońce jest bardzo skuteczne. Dopływamy na kolejne miejsce - najlepsze. Super niezniszczone koralowce, rybki, rozgwiazdy, jeżowce. Zgodnie z Pawłem stwierdzamy, że to najlepsze miejsce. Ostatnie miejsce to plaża z widokiem na Helicopter Istand (od kształtu wzniesień)., najczęściej już w cieniu - chwila oddechu.Bardzo udany wypad i do tego nie zapłaciliśmy podatku ekologicznego - 200 w kieszeni co czym prędzej zostaje zamienione na piwo. W domu nie ma prądu. Szlag nas trafił bo to już drugi dzień kiedy w innych ośrodkach jest. Robię awanturę dozorcy a ten ze spokojem, że ma to w swojej żółtej ... A jak się nie podoba to wypad itp. a sam gnojek ma prąd i wesoło sobie ogląda TV. Nie polecam resortu Kalinga. A tak w ogóle to nie ma cieplej wody . No tego już za wiele, jesteśmy gotowi zabierać manele ale omówiliśmy się ze Stanem w knajpie. Rozważymy dalsze kroki późniejJakoś nie ma fantazji na piwo - Cuba Libre proszę dla wszystkich i tak aż wypiliśmy cały lokalny rum. Robi się późno więc Stan idzie do siebie. A my dalej do knajpy polecanej przez Włochów, francuskiej ale interes iście międzynarodowy - za barem Szwed. Tam jeszcze po jednym i udaje mi się wybłagać kolację (jest 22.30). Przy sąsiednim stoliku siedzą Włosi. Przysiadają się do nas i częstują rumem. "Gość w dom cukier do szafy" - więc skwapliwie korzystamy z darowizny. Gadamy do 24 czyli zamknięcia lokalu. Nie ma już siły na nic. Prądu nadal nie ma.....

Rady,koniecznie trzeba mieć buty do kąpieli warto mieć własną maskę i rurkę, wypożyczenie to około 200 peso za wyjazd, okulary się nie sprawdzają, warto zainwestować w osłonę na aparat, na allegro to jakiś 100 zł, wytrzymuje do 5 m. Nie ma sensu rezerwować pokoju przez internet, bez problemu są miejsca za 600 za 2. Kolacja w knajpie u Szwedo/Francuza 350 - krewetki stek z ryby, ziemniaki/ryż; Piwo od 25 do 50, drink lokalny rum 50, inne 110; Posiłek w knajpie przy ulicy, schludnej 180 do wyboru wiele pozycji kurczak, wieprzowina ryba
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
marian the somsiad
marian the somsiad - 2012-01-03 17:59
no ,Miodek to Ty nie jestes ,,,,,,
 
sylwatom
sylwatom - 2012-01-03 19:02
To jeszcze oprócz butów do kąpieli i osłony na aparat jakiś mały agregat prądotwórczy by się przydał ................

pozdrawiam
 
Piter
Piter - 2012-01-06 12:58
Czołem szanownym włóczykijom - obieżyświatom. Czytam, zazdroszczę i sam zaczynam odliczać dni do wylotu. 16 stycznia pakujemy się z młodym do samolotu i ruszamy na podbój Indochin. Jacku - proszę nie obrzydzać Aerosvitu (cóż z tego, że zaliczają spóźnienia i gubią bagaże, ale po roku biorą to w końcu na klatę i wypłacają mikrokaskę :). Pozdro pozdro.
 
jacekl
jacekl - 2012-01-09 13:42
Bo tu nie ma miodku tylko jest ruuuuum
 
 
jacekl
Jacek
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 185 wpisów185 221 komentarzy221 1394 zdjęcia1394 10 plików multimedialnych10
 
Moje podróżewięcej
18.05.2016 - 19.05.2016
 
 
04.02.2015 - 22.02.2015
 
 
21.05.2014 - 27.05.2014