Do Albanii wjeżdżamy przejściem drogowym Sukobin-Muriquan. My po stronie czarnogórskiej dojeżdżaliśmy od Bar’u. Droga wymagająca bo miejscami nie mieszczą się dwa duże samochody, cały czas trzeba uważać. Można czasy czas czerwona przez Ulcinj ale tu jest dłużej i kawalkady turystów.
Odprawa przebiega sprawnie kilka samochodów na granicy. Naszym pierwszym celem jest miasteczko Shoder – 4 pod względem wielkości w Albanii. W sumie nic ciekawego dwa kościoły, meczet i deptak z dużą ilością knajpek. Wspomniane obiekty sakralne są nowe wiec wartości historycznej nie mają żadnej. Nieodżałowany przywódca Albańczyków Towarzych Emer Chodza skrupulatnie eliminował religię z życia swoich obywateli również poprzez likwidacje miejsc kultu. Plusem tej sytuacji jest pozycja kobiet w społeczeństwie (nie widuje się typowo islamskich strojów) minusem brak dziedzictwa. Trwają intensywne prace nad odbudową miejsc kultu. Zewsząd widać wierze minaretów i dzwonnice kościołów. Ciekawe kiedy zaczną się niesnaski i szariat? Nad miasteczkiem góruje dobrze zachowana twierdza.
Pierwsze wrażenie po wjeździe do Albanii jest przykre – wszędzie śmieci (ale co się dziwić skoro wszyscy śmiecą na potęgę np. wyrzucając pozostałości przez okna w samochodach) oraz smutne szkielety niedokończonych budów. Nie chodzi mi o wykończone i zamieszkałe dwa pietra z trzech ale o opuszczone szkielety. W Albanii mamy to samo prawo co np. w Egipcie i Tunezji, ze do póki w domu nie ma dachu to nie trzeba płacić podatku. Nawet z pozoru wykończone budynki warsztatów, restauracji maja pozostawione jakby niedobudowane jedno piętro o czym informują sterczące pręty zbrojeniowe.