Opuściliśmy urokliwe Eckero i przenieśliśmy się do stolicy autonomicznego regionu.
Stacjonujemy na polu namiotowym gdzie wynajęliśmy stugę (chatę). Standard przyzwoity – jeden pokój z wnęką kuchenną, kibelek i prysznic w budynku socjalnym na środku pola. Cena niestety nieprzyzwoita bo 220 €. No niestety tez był to najtańszy wariant. Budżetowy Hotel Esplanad (ten sam właściciel co Cikady) to 37 € od osoby za noc. Pomimo, że na stronie był opis, ze jest zamknięty, przyjmował normalnie gości.
Czas spędziliśmy spacerując po Mariehamn przypominając sobie historie z przeszłości, kto gdzie pracował, gdzie chodziliśmy na balety itp. Nie nastawialiśmy się na jakieś turystyczne zwiedzanie. Na marginesie nie ma za bardzo co zwiedzać – Pommerna zaliczyliśmy, uwagę zwrócił jeszcze Kościół St. Göran z 1926. Są oczywiście muzea – Muzeum Alandów, Muzeum Sztuki, Muzeum Morskie ale nie było czasu ani woli. Po Mariehamn spaceruje się bardzo przyjemnie wszędzie jest blisko. Widać dbałość o turystów w postaci darmowych map, przewodników porozkładanych w różnych punktach. Był nawet jeden po polsku. Niska drewniana zabudowa podkreśla skandynawski koloryt.
Spotkaliśmy się również z naszym ostatnim pracodawcą, obecnie właścicielem sklepów w centrum miasta. Po upadku centrum rozrywki zajął się handlem i wynajmem powierzchni biurowych. Trochę powspominaliśmy a jako, że nasz gospodarz miał układy na lokalnym torze kartingowym popołudnie spędziliśmy w okolicach Soderby gnając w kółko wózkami.
Alandy żegnamy zaspokojeni, już tu pewnie nie wrócimy.