Noc się strasznie dłużyła. Polar jako materac się sprawdził termicznie ale twardość podłoża dawała się we znaki. Załapałem jakieś 2 h snu kiedy to przed 4 terminal nagle powstał do życia. Pojawiły się tłumy ludzi zmierzające we wszystkich kierunkach. Cóż trzeba wstawać obmyć twarz i przygotować do lotu.
Scenka rodzajowa: W toalecie dwóch tubylców palili papierosy i niedopalone kiepy bez dogaszenia wrzucają do pojemnika na zużyte ręczniki. Efekt mógł być tylko jeden, smród dym, akcja gaśnicza i pośpieszna ewakuacja kibla.
Odprawa zajmuje więcej czasu niż w Europie ponieważ są 2 kontrole bezpieczeństwa ze skanerami. Jedna przed wejściem na terminal druga normalna dla podręcznego. Ponowie zapewniam, że aby mieć realne szanse na przesiadkę z lotniska Inrernalional na LCCT trzeba co najmniej 2 H aby to zrobić na spokoju (choćby ze względu na ww procedury). Ciekawie jest rozwiązane wsiadanie pasażerów do samolotu. Po prostu się do nich dochodzi na piechotę. Samoloty stoją jak autobusy na dworcu i podchodzi się do odpowiedniego stanowiska. Potem po kolei jakby wyjeżdżały z zajezdni odlatują w różnych kierunkach. Na 7.15 zaplanowane były aż 4 odlot i tak co 5 min kolejna grupa. Skojarzenie z zajezdnią jest nie bezpodstawne bo tych samolotów stało bez liku.
Po 2h locie A 320-200 ląduje na Borneo. Moja 3 dniowa potyczka z losem wydaje się dobiegać końca.
Lotnisko w Miri jest małe przez co przyjmowanie samolotów odbywa się sprawnie i po 10 min bagaże lądują na taśmie. Taksówka do centrum miasta nie więcej niż 30 zł ja wybrałem kupon taxi gdzie płaci się przed wyjazdem w okienku a nie kierowcy. Kieruje się China Town.
Tam czekają na mnie kumple z Polski. Stan (znany z poprzednich wypraw) i Darek nowy adept sztuki podróżowania w nieznane. W trojkę będzie raźniej no i zdecydowanie taniej. Trzeba zacząć od hotelu. Wybór jest spory 2 kosztuje średnio 60 RG trojka najtaniej jak widziałem 95 RG. Oczywiście mam na myśli standard europejski tj. w miarę czysto i z łazienką, klimą i lodówką. Te najtańsze zlokalizowane są jednak w bocznych trochę oddalonych uliczkach. My wybieramy hotel w centrum blisko do sklepów i knajp. Cena 115 RG za noc. Trzy osobne łóżka, kibel, lodówka, klima.
Wybór China Town, oprócz sensownego zakwaterowania ma jeszcze jeden plus - można tu kupić piwo i nie tylko bo są również inne prawie oryginalne trunki.
Pierwsza ważna uwaga:
Przed wyjazdem czytałem, że Borneo jest drogie, albo, że jest droższe niż Tajlandia. To jest wierutna bzdura. Posiłek w restauracji nudle z kurczakiem i herbata – 6 zł, piwo w knajpie małe 0,33 tiger od 3 do 6 zł ( nie jest to wyznacznik drożyzny, znam, co prawda niewielu ale takich co nie piją piwa). Ja sobie takich cen nie przypominam na Phukecie ani w Bangkoku chyba, że porównujemy się z jedzeniem z wózka na ulicy (nudle 4 zł ale bez picia). Załączam zdjęcia kart z restauracji, szczególnie godne uwagi jest backpaker menu.
W knajpie co kto lubi kuchnia fusion i Ameryka i Azja. Ja jem nudle z kurczakiem. Chcemy iść do informacji turystycznej. Obsługa restauracji jest bardzo pomocna i kieruje nas we właściwym kierunku zaopatrując dodatkowo w mapę. Po drodze zachodzimy na mały rynek owocowo-warzywny. Stan i Darek spróbował duriana i o dziwo im nawet smakowało. Pełen szacun. Knajpki co krok więc można często zaaranżować spotkanie z tygrysem.
Miri nie jest dużym miastem, typowo azjatycka zabudowa niska w sumie nic ciekawego. Zaleta jest to, że wszędzie jest blisko. Pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą z 1882 gdy odkryto obok małej rybackiej wioski pokłady ropy.
Zatem co jest ciekawego w Miri i okolicy:
Canadian Hill z muzeum wydobycia roby naftowej
Latarnia morska w kształcie konika morskiego (symbol Miri) i plaża miejska
Nocny market
Old Town
okolice
Farma aligatorów
Hawai Beach – 15 min taxi od miasta
Mulu National Park – bardzo atrakcyjne miejsce ale niestety na 2 dni i to samolotem 600 – 700 RG, dla majacych czas istnieje możliwośc transport wodnego
Niah National Park – 110 km od Miri
Lambir Hills National Park – 31 km od Miri
Mamy 2 dni wiec plan jest prosty, dziś Canadian Hill, jutro Lambir a pojutrze Niah.
Canadian Hill jest wzgórzem górującym nad miastem i pozwala podziwiać jego panoramę. Podejście nie jest trudne i zajmuje ze 30 min. Trzeba uważać na samochody bo idziemy poboczem. Drogowskazy wskazują kierunek na Grand Old Lady (nazwa szybu wydobywającego ze wzgórza ropę). Widok jest sympatyczny. Niestety robi się ciemno i powrót jest mało przyjemny.
Wieczorem na kolację świeże krewetki. Było bardzo smacznie a porcja kosztowała 20 RG.
Dzień można uznać za udany. Najważniejsze, że dojechałem. Pogoda jest super, nie pada (bardzo się tego bałem) i jest ciepło (30 st).
Trochę prywaty – pozdrowienia od nas wszystkich dla Basi i Pawła.