W sobotę przyszedł czas na zwiedzanie Namur. To urokliwe miasteczko ulokowało się u ujścia Sambre (Sambry) do Meuse (Mozy). Okazało się, że wcale nie mieszkamy w Namur tylko miasteczku Jambes (ponoć oznacza to nogi) na południowo-wschodnim brzegu Mozy. Jambes (wymawiane jako Żam[b]) traktowane jest jako dzielnica Namur i architektonicznie się od niego nie różni. Samo Namur jest stolica Waloni, biedniejszej, rolniczej części Belgii, co jeszcze dodaje uroku okolicy poprzez malownicze pola uprawne. Górująca nad miastem Cytadela pochodzi z X wieku a najstarsze zabytki w centrum z XVIII. Proponuje w zależności od kondycji wjechać samochodem (parking gratis) lub wejść pieszo na wzgórze i podziwiać panoramę okolicy tj. południowy i północny brzeg. Zwłaszcza godny polecenia jest sprytne urządzenie zlokalizowane na środkowym tarasie koło restauracji – wizjer z nałożonym kolorowym półprzezroczystym rysunkiem miasta, który pokrywa się z zarysem obserwowanych budynków oraz posiada stosowny opis. Zwiedzanie cytadeli to 9 E w tym przejazd kolejką po terenie oraz zwiedzanie podziemi z przewodnikiem. Mięliśmy niestety pecha, bo właśnie tego dnia odbywały się na Cytadeli zawody downhill’u (ale zasuwali na rowerach, ci którym się nie udało zasuwali karetkami) i dostęp był ograniczony. Mogliśmy się pokręcić jedynie po terenie bez wejścia do podziemi ale i tak było warto. Na terenie znajduje się mieszalnia perfum, cen nie podam, bo za nic na świecie kobieta nie chce się przyznać ile zapłaciła za flakon. Piwko na tarasie widokowym to 3,80 E. Na 100% warto cytadelę odwiedzić.
Stare miasto w Namur można spokojnie przejść na pieszo nie jest rozległe (strefa płatnego postoju od 10-18). Przechadzając się tu ówdzie dotarliśmy Katedrę Saint-Aubain z zabytkową dzwonnicą wpisaną na listę dziedzictwa UNESCO. Obok znajdują się arsenał i budynki uniwersyteckie. Namur to miast uniwersyteckie więc dookoła pełno młodych ludzi o wszelkich odcieniach skóry. W weekendy miasto pustoszeje a zapełnia się w niedzielę wieczorem zwłaszcza w okolicach knajpek. Sama katedra pomimo zachęcającego opisu w przewodniku (późny barok itp.) ładnie wygląda jedynie na zewnątrz, w środku już znacznie bardziej nowocześnie. Dalej idąc na wschód mijamy kościół św. Jana Chrzciciela aż dochodzimy do fantastycznej rzeźby konia skaczącego przez rzekę – jak dla mnie bomba.
Na posiłek zatrzymujmy się u Syryjczyka na prawdziwego kebaba i oczywiście frytki. Wieczorem jeszcze szybka wizyta w Carrefure i pakowanko. Jutro rano do domu.